
Leo Beenhakker – Holender, który wprowadził Polskę na salony Europy
11 kwietnia, 2025Choć jego przygoda z reprezentacją Polski zakończyła się kilkanaście lat temu, trudno znaleźć kibica, który nie pamiętałby Leo Beenhakkera. Holender z klasą, charyzmą i ogromnym piłkarskim bagażem doświadczeń, był pierwszym trenerem, który poprowadził biało-czerwonych na mistrzostwa Europy. Przez trzy lata pracy przy reprezentacyjnej ławce zdążył zapisać się w historii polskiego futbolu – zarówno jako selekcjoner, jak i jako człowiek.
Od pierwszej konferencji prasowej nie dał się wtłoczyć w ramy. Mówił, co myślał, nie unikał trudnych tematów, nie był sztampowy. Przekonywał, że Polacy powinni wyjść z „drewnianych chat” i zacząć myśleć nowocześnie o piłce. Początek miał jednak trudny – od porażki z Finlandią 1:3. Ale już w trzecim meczu dokonał rzeczy wielkiej – zwyciężył Portugalię, co dało początek najlepszym eliminacjom XXI wieku i pierwszemu w historii awansowi Polski na Euro.
Uwielbiany przez dziennikarzy za dystans, styl i cięte riposty, szanowany przez zawodników za bezpośredniość i wiarę w ich możliwości. „Gdybym miał jedenastu Arturów Boruców, wygrałbym mundial” – powtarzał, podkreślając siłę jednostki w zespole. Nie lubił przegrywać – porażka 0:3 z USA doprowadziła go do furii, ale już po Euro 2008, mimo nieudanego turnieju, nie uciekł od odpowiedzialności. Przeciwnie – został z dziennikarzami, wsłuchiwał się w krytykę, analizował.
W sumie poprowadził Polskę w 47 meczach, z których 22 wygrał. Z kadrą pożegnał się po nieudanych eliminacjach do MŚ 2010, ale zostawił po sobie coś więcej niż tylko liczby. Zmienił sposób patrzenia na reprezentację, wprowadził profesjonalizm i poczucie, że możemy więcej niż tylko marzyć. Do dziś pozostaje jedną z najbardziej barwnych postaci, jaka prowadziła biało-czerwonych. Zasłużenie został odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Leo Beenhakker nie był tylko trenerem. Był ambasadorem polskich ambicji. I choć sam mówił, że w Polsce „po jednej porażce jesteś nikim”, historia zapamięta go jako kogoś, kto po latach marazmu dał kibicom dumę.